Jeśli wszystek czas….
Jeśli wszystek czas – i wszystkie zdarzenia,
Zamkniemy w jednej chwili
To będzie tak, jakbyśmy –
Wcale nie byli.
Jakby nigdy i nigdzie nic a nic nie istniało,
A wszystko co się kiedykolwiek działo
Zniknęło, jak nagle porażone gromem,
Z całą Wszechświata zawartością. I jego ogromem.
Cóż zatem pozostaje, gdy sobie uświadomimy,
Że wszystko, co czujemy, i wszystko co robimy,
Nie ma żadnego ontologicznego przełożenia
Na prawdziwość bytu – i naszego istnienia?
Co pozostaje człowiekowi takiemu
Który, zapomniawszy, o swoim nieistnieniu
Tkwi nadal w ułudzie tragicznego nie-zrozumienia,
Co do faktu swojego i kosmosu – nie-istnienia?
Który się łudzi nadzieją żałosną
Że jego dzieci, czy wnuki, gdy kiedyś dorosną,
Zachowają trwałe o nim wspomnienia
Jakby zostały gdzieś wykute na kartach. Z kamienia.
Przejrzyj zatem na oczy, biedny niewolniku,
Swoich myśli i uczuć. Przywyknij do zaniku
Wszystkiego cokolwiek w życiu widziałeś,
Wszystkiego co w swym życiu czułeś i – doświadczałeś.
Bowiem mgiełką ulotną jest twoje istnienie
Twoje smutki. Radości. I twoje cierpienie.
Wszystko to się rozmywa w oceanie przyszłości
Który wyłącznie w umysłach naszych jest. I tam gości.
I to jest jedyna droga do zbawienia
I do wewnętrznego, trwałego wyzwolenia,
Od ułudy, od rojeń o wiecznym istnieniu
Którego nie można wykuć. W żadnym kamieniu!
k-n, 07-06-2019