Kobieta, jakiej pragnę…
Mój przyjaciel ma kobietę, jakiej mi brakuje
Cokolwiek on nie powie, ona przytakuje,
I choćby najgłupsze przytoczył twierdzenie
Z jej strony go spotyka poważne przytaknienie.
Z tego względu uważa ją za oświeconą,
Z głową jasną, przejrzystą, niczym nie zmąconą.
Twierdzi, że to przy nim zaszła ta w niej przemiana
Bo nim go poznała była zagubiona, głupia. Gdy budziła się z rana
To nic o dniu nadchodzącym powiedzieć nie potrafiła
Nie było w niej nic uporządkowanego, we wszystkim się gubiła
Aż do czasu, gdy jej wytłumaczył, że wszystko to przeminie
Jeśli go uważnie wysłucha. I jeśli nie zginie
Nic z tego co jej wyjawi w mrokach niepamięci.
I wtedy wszystko zrozumie. Potrzeba tylko chęci
Trochę ksiąg przeczytania, trochę praktyk zadanych
Jej przez niego. A znajdzie się wśród ludzi wybranych.
Wśród tych, co rozumieją, że już wszystko wiedzą,
Którzy już nie szukają, bowiem tam, za miedzą
Nie istnieją żadne lądy ani ziemie nie odkryte
A wszystko co istnieje, mają w mózgach swych wyryte.
Spytałem go kiedyś, czy poznał jeszcze innego
Człowieka, który doświadczył, oprócz jego samego,
Owego oświecenia, owego wejrzenia,
Które tak gruntownie głupca w mędrca przemienia?
Jaka była odpowiedź? No cóż, nie przytoczę.
Bo się boję, że w niebezpieczne obszary wnet wkroczę
A nie chciałbym tym wyznaniem kogoś prowokować
A tym bardziej na ten temat tutaj dyskutować.
Lecz na koniec: Ta wspaniała, niezwykła niewiasta
Nie dość że jest mądra, to, na dodatek, piecze świetne ciasta!
Hmm…. Przepraszam, że tak długo was tu zwodziłem
Nim prawdziwą mego dla niej uwielbienia, przyczynę, wreszcie wyjawiłem.