Panie Boże, czemu od czasu do czasu się nie pojawiasz?
Czemu do nas, swoich stworzeń, nigdy nie przemawiasz?
Wiesz, ilu z nas by się wówczas nawróciło?
I ilu by w Ciebie, w końcu i na zawsze, szczerze uwierzyło?
Gdy tak nalegałem, w końcu mruknął pod nosem:
– Przecież cały czas do was, durnie, mówię! – Ale jak? – Kosmosem!
….
A potem, gdy się już rozgadał, sypał przykładami:
– Przemawiam ja do was wszystkimi rzeczami,
Które widzicie, smakujecie, i które słyszycie,
Które odkrywacie, niszczycie – albo sami tworzycie,
Przemawiam do was na niebie gwiazdami,
I czarnymi dziurami. I galaktykami.
Ciemną energią i czarna materią,
Waszym cierpieniem i waszą mizerią,
Ale też szczęściem, którego doznajecie,
A nawet tymi wierszami, które tu piszecie!
…..
Zamilkłem. Prawdę mówiąc byłem zdumiony!
Co On mi tu wciska takie farmazony?
Ja konkretów potrzebuję, a nie filozofii,
I następnych pouczeń. Jakbym nie był dorosły!
Zatem głowę prosto do nieba kieruję
I tak głośno jak mogę, Jemu peroruję:
– Ja chcę od Ciebie, żebyś się objawił,
Żebyś z nami usiadł, napił się i bawił,
Zaśpiewał nam jakieś fajne, odlotowe piosenki
Zagrał na gitarze, sprowadził boskie panienki,
A dla dziewczyn boskich, cudo-archaniołów,
Prawdziwe ciacha. A nie prostych matołów!
I gdy tak, w błaganiach swoich nie ustaję
On nagle mi przerywa: – PRZECIEŻ WAM TO DAJĘ!
I jestem z wami. Zawsze i wszędzie!
W każdym. W bogaczu i w każdym przybłędzie!
….
Wyznam wam: Na chwilę całkiem oniemiałem,
Ale wkrótce się jakoś w sobie pozbierałem
I wołam: – Czy ja dobrze , co mówisz, kapuję?
Że część Ciebie we mnie także się znajduje???
I że w części ja sam jestem również bogiem?
I nie muszę szukać Ciebie gdzieś daleko, za progiem?
….
I nim uleciało w niebiesia moje zapytanie,
Dobiegło mnie z nich radosne, Jego, zawołanie:
– Mój synu, nareszcie, nareszcie zrozumiałeś,
Tak daleko szukałeś, a tak blisko miałeś!