Zły jestem……

 

Zły jestem na kota, co się z myszką bawi,

Do czasu, aż jej życia na koniec nie pozbawi.

I zły jestem na wilka, co gardło przegryza barankowi,

Chociaż ten dla niego zagrożenia, żadnego, nie stanowi.

 

I zły jestem na jemiołę, co soki z drzew wypija,

I jak podły pasożyt, ofiarę swą zabija.

Zły jestem na Naturę, co na to pozwala,

Zły jestem na leśnika. I zły jestem na drwala.

Albowiem bez jednego drugiego by nie było,

 Ani czegoś, co by to wszystko mi wreszcie wyjaśniło.

 

 

Zły jestem na klechów, co mój kraj upodliły.

Zły jestem na komuchów. Bo nie mieli siły

By klechów z mojego kraju na zawsze przepędzić,

By ci, już nigdy nie mogli, się tu szarogęsić!

 

Jestem zły! Po ludzku, normalnie, wkurwiony,

Bo wiem, że los mój już z dawna jest przesądzony,

Że dla kosmosu gówno znaczy moje istnienie,

I że po ludziach nie zostaną nawet ich cienie.

 

Zły jestem, że nie dano mi o niczym zdecydować:

W jakim kraju się urodzę? Na co mam chorować?

Jakimi językami będę mówił? Jaką pisał prozę?

Jakie szczyty zdobędę? W czym mi Bóg pomoże?

 

 

Zły jestem na Boga. I to nie jednego,

Ale, z tych wymyślonych – dosłownie – na każdego.

I chociaż wiem, że innych nie ma, że nie istnieją,

To zły jestem, że jako dzieciak, żyłem tą nadzieją.

 

Zły jestem, że od dziecka mnie ludzie okłamują,

Że za mnie decydują. I na mnie pomstują,

Że mnie osądzają, chociaż jestem bez winy,

Jak wszyscy. Bo przecież na świat, przyjść, się nie prosimy.

 

W kłamstwie wychowany i kłamstwem otoczony,

Czuję się jak owoc, robactwem toczony,

Które zatruwa radość mojego istnienia,

I zabija nadzieję. Bo nic się nie zmienia.

 

Ileż mógłbym napisać tutaj o rojeniach,

Które miast radości, przyniosły mi cierpienia,

Które takie bliskie, realne się zdawały,

Nim ból i udrękę, realną, mi zadały.

 

Więc to nie my jesteśmy winni temu sami,

Że jesteśmy w to życie tak kompletnie uwikłani.

I żadnej z tego tytułu nie możemy ponosić odpowiedzialności,

I stąd nieważne, co ten czy ów, też uwikłany, dewiant głosi.

 

Obserwując to przeciwieństw się ustawiczne ścieranie

Zdaje mi się, że nic nie jest uratować ludzi w stanie,

Albowiem jesteśmy tylko wydarzeniem, zjawiskiem we Wszechświecie

Po którym – być może – inne się pojawią. Lecz i te wkrótce zmiecie,

Ewolucja. Proces, którego nic i nigdy nie powstrzyma

Albowiem z niej się bierze każdy skutek. I każda przyczyna.

 

Czy po takim zrozumieniu lżej na duszy się dzieje?

Czy lepsze to jest niż to, co głoszą kaznodzieje?

Nie wiem. I nawet trudno mi tego dociekać,

Uspokoję się chyba. I przestanę się wściekać…

 

 Zły jestem na to całe swoje istnienie, 

ale… Już go przecież na inne nie zamienię…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.