Smuta, smuta naokoło
Mordy powykrzywiane
Życie, życie życie
Po prostu przejebane
Płodzili nas ojcowie
W rozkosznym uniesieniu
Rodziły nas nasze matki
W potwornym cierpieniu
Życie, życie życie
Miało być szczęśliwe
A znowu się okazało
Zdradliwe i parszywe
Może gębę trzeba wykrzywić
W sztucznym uśmiechu kaznodziei
Cokolwiek cokolwiek uczyńmy
Nim wirus zabije nadzieję
Nim słońce wypali trawy
I smog pozatyka nam płuca
Nim ciała nasze zaśmierdną
Jak stara, zużyta onuca
Piszmy swe wiersze w niewoli
W klatkach zamknięci złotych
Z własnej, danej mam woli
Póki nam starcza polotu
Albo zatkajmy uszy
I oczy zakryjmy całunem
I przeczekajmy te czasy
Samotni – w upiorów tłumie
I zdechnie ostatni ptaszek
i ryba w morskiej głębinie
i w końcu zatonie statek
z ludzkością – co na nim płynie